S. Maria Benigna od Miłości Bożej – Marianna Dubiel
urodziła się 16 lipca 1926 roku we Frampolu (diecezja lubelska).
Do Zakonu Sióstr Klarysek Kapucynek wstąpiła w Przasnyszu w uroczystość Niepokalanego Poczęcia, 8 grudnia 1951 roku. Pierwszą Profesję zakonną złożyła 5 lipca 1953 roku.
W Przasnyszu była furtianką do roku 1961, czyli do momentu przyjazdu na nową fundację do Ostrowa Wielkopolskiego z kilkoma innymi Siostrami. Tutaj pełniła obowiązki zakrystianki, organistki, furtianki, a także kucharki. S. M. Benigna od początku swojego życia zakonnego promieniowała radością i wdzięcznością za łaskę powołania. W tym też duchu wypełniała z wielkim oddaniem i poświęceniem każdy swój najmniejszy obowiązek. Przede wszystkim jednak to właśnie modlitwa, zjednoczenie z Bogiem, adoracja – stanowiły priorytet jej życia. Bardzo ceniła sobie życie wspólnotowe. Wnosiła wiele radości i potrafiła być także sympatycznie dowcipna. Bardzo kochała młode Siostry i wzajemnie była przez nie bardzo ceniona i lubiana. Była prawdziwie uboga, nie prosiła o nic dla siebie, zadawalała się tym, co miała i wolała mieć do użytku rzeczy stare.
Do końca życia bardzo jej zależało na tym, aby uczestniczyć w życiu wspólnotowym, tak na modlitwach, jak i na rekreacjach, na spotkaniach, w których zawsze brała czynny udział, wnosząc swój wkład i interesując się sprawami Wspólnoty.
Miała ducha misyjnego, była otwarta na problemy Kościoła i całego świata. Gorliwie modliła się przede wszystkim za Ojca Świętego
i Kapłanów, za diecezję, za Zakon Braci Mniejszych Kapucynów, których darzyła wielkim przywiązaniem i szacunkiem, także jako ich powołanie. Poznała ich bowiem w Lublinie, gdzie korzystała z ich kierownictwa duchowego. Nawet jeszcze w ostatnich dniach przed śmiercią interesowała się życiem wspólnoty, Zakonu, Kościoła
i świata. Bardzo modliła się za Ojczyznę i przeżywała głęboko wszystkie wydarzenia. Codziennie pamiętała modlić się za konających, o dobrą śmierć dla nich i zależało jej bardzo, aby nikt się nie potępił. W nagrodę Pan Bóg sprawił, że ona sama miała piękną śmierć, w klasztorze, otoczona wszystkimi Siostrami które jej towarzyszyły do końca modlitwą, i przy których oddała ducha Bogu. Przed śmiercią odnowiła swoje śluby, dziękowała Bogu za dar życia
i powołania i łączyła się w śpiewie Magnificat aby podziękować Bogu za życie za Chrzest i za powołanie.
Ostatnie dwa tygodnie musiała być w szpitalu, gdzie z cierpliwością poddawała się leczeniu, a przy tym dała piękne świadectwo tak dla służby zdrowia, jak i pacjentów. Nieustannie się modliła aktami strzelistymi, także na głos, co było dla wszystkich wielkim zbudowaniem.
Bardzo często powtarzała: „Jezu, Maryjo, kocham Was, ratujcie dusze!“ Kiedy zdała sobie sprawę z zagrożenia życia, pogodziła się
z tym stanem i oczekiwała na przyjście Pana Jezusa, świadomie powierzając już Bogu swoją duszą. Bardzo chciała, by jej życie było nieustannym uwielbieniem Boga. Miała gorące nabożeństwo do Matki Bożej, szczególnie do Bolesnej Królowej Polski M. B. Licheńskiej i M. B. Nieustającej Pomocy.
Pomimo ostatniej ciężkiej choroby, która wymagała hospitalizacji, stan jej zdrowia poprawił się na tyle, że mogła być przewieziona do Klasztoru, gdzie w ciągu doby siły na powrót ją opuściły, tak, że zasnęła w Panu tak, jak bardzo pragnęła – pośród Sióstr.
Było to 21 maja 2010 roku.