„O PANIE, PRZECHODZĄC PRZEZ MOJE ŻYCIE, NIE OMIJAJ, PROSZĘ, SWEGO SŁUGI, ZECHCIEJ SIĘ ZATRZYMAĆ.”
(por.Rdz 18, 3)
PIELGRZYMUJĄC KU WIECZNOŚCI Z SIOSTRĄ KONSOLATĄ
Homilia J. E. Ks. Bp-a Pier Giorgio DEBERNARDI’iego
– Ordynariusza Pinerolo
KLASZTOR SERCA BOŻEGO – 18 LIPCA 2004
58-MA ROCZNICA ŚMIERCI SŁUGI BOŻEJ SIOSTRY MARII KONSOLATY BETRONE
Marta i Maria (Łk 10, 38-42) są dwiema kobietami ukazującymi dwa, uzupełniające się wzajemnie, kierunki życia chrześcijańskiego: kontemplację i służbę; czyli dwa oblicza miłości, dwa płomienie, które mają źródło w jednym ogniu, którym jest miłość. W życiu ucznia Jezusa, uczennicy Jezusa, niemożliwe jest rozdzielenie tych dwu wymiarów, jak i w Jezusie kontemplacja i działanie bardzo ściśle były ze sobą złączone. Można by nawet powiedzieć, że oddzielenie jednego od drugiego, pomniejszyłoby autentyczność obydwu; i w każdym z nas powinna być dusza Marty, która umie przyjąć i służyć, jak i dusza Marii umiejącej słuchać słowa Pana. Czasowniki opisujące zachowanie tych dwu kobiet są na wskroś ewangeliczne; lub, jeśli wolimy, reasumują całą Ewangelię: przyjmować, służyć, słuchać. Marta przyjmuje, gości w swoim domu i usługuje, Maria, u stóp Nauczyciela, słucha. Jakby się zastanowić, to są zachowania samego Jezusa, życiowe postawy Jezusa, Nauczyciela. Jezus, który słuchał słowa Ojca, jest Synem Wybranym: „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Ojca” (por. J 4, 34). Tam, gdzie jest słuchanie, zakłada się również przyjmowanie. Całe życie Jezusa naznaczone było otwartością na ludzi i ich przyjmowaniem, nie wyłączając osoby zdrajcy. Podobnie życie Jezusa całe było służbą, aż po dar z samego siebie: „Nie przyszedłem po to, by Mi służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie za braci” (por. Mt 20, 28). Tym, co Jezus wypomina Marcie, nie jest przyjęcie i posługa, ale zbytnia troska i niepokój. Przypomnijmy sobie konkluzję Kazania na Górze, gdzie Jezus mówi: „nie troszczcie się zbytnio i nie trwóżcie się”. To właśnie Jezus wypomina Marcie, co znajdujemy w szóstym rozdziale Ewangelii według św. Mateusza: „Dlatego, powiadam wam, nie troszczcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one?” (Mt 6, 24-26). Jezus wypomina Marcie troskę i niepokój. Czy więc są i was postawy tych dwu kobiet? Maria potrafi zachwycić się słowami Jezusa; nieraz miała okazję, by Go słuchać, bo był On przyjacielem jej brata Łazarza i często korzystał z gościnności ich domu. Jednak nigdy Jego słowa jej nie spowszedniały. Zawsze, jakby za pierwszym razem, była nimi zdumiona i je podziwiała. Ojciec św. w ostatnim czasie, a zwłaszcza z racji przygotowań do roku Eucharystii, z podziwem mówi o tej Tajemnicy. Podobnie i Maria pozostaje zdumiona słowami Jezusa, jakby słuchała ich po raz pierwszy. Taka też powinna być i nasza postawa: za każdym razem, gdy spotykamy się ze słowem Pana, powinniśmy wsłuchiwać się w nie ze zdumieniem i podziwem, jakby za pierwszym razem, ponieważ Bóg, Pan, jest Życiem, jest Oblubieńcem i dlatego prosi o to, by przybliżyć się i wsłuchać. Marta przyjmuje i usługuje, a Jezus jej mówi: nie niepokój się. Lecz Marta ukazuje się nam jako ta, która przyjmuje i służy. Tylko ten, kto kocha, umie praktykować, także aż po heroizm, obie te czynności: przyjmować (gościć) i służyć (usługiwać). Myślę o tej mistycznej duszy, którą jest błogosławiona Siostra Teresa z Kalkuty. Swoją otwartością i usłużnością uczyniła widoczną, niewidzialną miłość Boga: poprzez zajęcie miejsca u stóp Nauczyciela i słuchanie Jego słowa, a potem przez przyjęcie i posługę. Postawy obu sióstr – Marii i Marty – nie są wobec siebie przeciwstawne, ale się wzajemnie uzupełniają. Marta nie może znaczyć mniej od Marii, ani Maria nie może znaczyć mniej niż Marta, ponieważ postawy ich obu wypływają z tego samego źródła. Marta i Maria są to dwa sposoby wyrazu miłości, dwa płomienie, które pochodzą z jednego ognia: Bożej miłości; dwa aspekty jednego błogosławieństwa. Błogosławieni, którzy słuchają słowa i zachowują je, wprowadzając je w czyn – naucza Jezus (por. Łk 11, 28). Nie moglibyśmy znaleźć piękniejszej stronicy Ewangelii w dniu, w którym wspominamy narodziny dla nieba Sł. B. Siostry Marii Konsolaty; nie moglibyśmy napotkać tej niedzieli piękniejszej stronicy, która pomogłaby nam rzucić światło na jej dzieło, jej życie i jej postawę wobec Pana Boga. W niej wszystko rozpoczęło się od jednego aktu miłości. Cytuję jej Dziennik: „Pewnego dnia, gdy szłam po zakupy, znajdowałam się na jednej z pobocznych ulic Airasca, naraz doznałam wewnętrznego skupienia i z całego serca wypowiedziałam: Mój Boże, kocham Cię! I natychmiast zakosztowałam wielkiej wewnętrznej radości, takiej, jakimi są wszystkie radości pochodzące od Pana. To był mój pierwszy akt miłości”. A potem to wezwanie: „Boże mój, kocham Cię!”, rozwija się w: „Jezu, Maryjo, kocham Was, ratujcie dusze!”. Kochać Jezusa aż do szaleństwa – to jedno z wyrażeń, które znajdujemy w listach do jej kierownika duchowego; a szaleństwo pociąga szaleństwo. Wyłania się najmniejsza droga miłości, która ma swoje źródło w Bogu i przeradza się w miłość względem bliźniego. Potrzeba miłości staje się tak wielka, że Siostra Maria Konsolata chce nie utracić ani jednego aktu miłości, żadnego aktu miłosierdzia, czy aktu cnoty od jednej Komunii św. do drugiej. Wszystko w jej życiu ma stać się aktem miłości. Naprawdę, po Komunii św., po Eucharystii, liturgia stawała się w niej źródłem i szczytem całego życia miłości: najmniejszą drogą miłości. Jeszcze dwie stronice, które wyjaśniają nam, jaka jest ta jedyna miłość, miłość Boża, która ukształtowała osobowość Siostry Konsolaty, powodując jej wzrost aż do miary Chrystusa. Na pierwszej znajdują się niektóre wyrażenia użyte w liście napisanym przez jej Ojca duchownego 14 lipca 1939 roku. Pisze on jej: „Tak, dla ciebie, by dobrze wypełnić twe zadanie ofiary, «unum est necessarium» (jedno tylko jest niezbędne): nieustanny akt miłości dziewiczej. Nie zbaczaj na inne drogi, nie trać twych sił duchowych, nie szukaj innych środków, nie czerp światła, radości i siły z innych źródeł. Jedynie i zawsze, bez względu na wszelką walkę, wszelkie udręki serca i ducha. Nieustanny akt miłości dziewiczej. Ten krzyż, według obietnic samego Boga, pomoże ci unieść wszystkie inne.- a potem dodaje – Nadchodzi godzina, kiedy sprawdzi się w pełni sen, który miałaś pewnej nocy: samotna, biedna dziewczynka wśród fal i morskich bałwanów, podczas burzy, w zatrważających ciemnościach… ale ze wzrokiem utkwionym w niebo, w jeden promień światła: nieustanny akt miłości. Tak, najdroższa córko, mocno się tego trzymaj. Chroń ten nieustanny akt miłości wśród burzy zmysłów, którą demon ci przygotowuje, a na którą pozwoli Jezus; i także, gdy ci się będzie wydawać, że wszystko stracone, sięgająca po heroizm wierność nieustannemu aktowi miłości, zwycięsko doprowadzi cię do portu. … Potem to: «nie utracić jednego aktu miłosierdzia» od jednej Komunii św. do drugiej. Oh, to «tak», które będzie cię naprawdę kosztować i wymagać będzie heroizmu!”. U Siostry Konsolaty postawa Marii realizuje się więc jako miłość Boga na najmniejszej drodze miłości, która wiedzie do Boga prowadząc przez miłość bliźniego. Drugą stronicą jest list Siostry Marii Konsolaty do jej Ojca duchownego datowany na 2-gi sierpnia 1939 roku: „Akt miłości – jedyne wszystko – poprzez niego oddaję się wszystkim, by kształtowali moje życie. (W tym wyrażeniu mamy i Marię, i Martę.) Nie wiem, czy prowizorycznie, czy na stałe, jestem kucharką. Także tu jest pole do wyrzeczeń i siostrzanej miłości bez granic. Na dnie serca jest nieskończone pragnienie samotności i w wolnych godzinach szukam w domu kąta, by móc oddać się mojemu szewskiemu rzemiosłu. Lecz jedna z Sióstr chorych odkryła mnie i przychodzi spędzać ze mną te godziny, kradnąc moje jedyne wytchnienie. Zmienić miejsce? Trzeba by było zbiegać do piwnicy i nie wydaje mi się to stosowne. Widzieć Jezusa we wszystkich! I znosić także, gdy te gaduły, zupełnie bez potrzeby, okropnie mnie zanudzają. … Ale akt miłości siostrzanej przewyższa wszystko. Być i czynić się sługą wszystkich. Momentami natura zdaje się buntować i zdaje mi się, że rozpieszczam Siostry, jeśli chodzi o reperację sandałów – w najmniejszych szczegółach, podczas, gdy doskonale można by pozostawić te drobiazgi do wykończenia im samym. Jednak zdaje mi się, i to jest przedmiotem mojej nadziei, że lepiej jest dla mnie gromadzić skarby zasług w ilości maksymalnej, a nawet więcej niż mogę. Inne Siostry się usprawiedliwiają… W moim interesie leży czynienie dobra. Zatem zawsze «tak», bez oglądania się na osobę”. Zawsze «tak», posiadając tę pewność, że wszystko, co się czyni, czyni się dla miłości Jezusa: ot zespolenie życia Marii i Marty, tych dwu płomieni, które się splatają, ale powstają z jednego ognia; ognia miłości Bożej. Chciałbym także zatrzymać się nad pierwszym czytaniem (Rdz 18, 1-10), w szczególności nad słowami Abrahama skierowanymi do Pana, który ukazuje mu się w tych trzech postaciach, trzech aniołach, którzy zawitali do jego namiotu: „Nie omijaj, proszę swego sługi. Chciej się zatrzymać!”. Przez życie Siostry Marii Konsolaty Pan przeszedł, zatrzymał się i zdziałał w niej cuda. Możemy to wypowiedzieć także i my. Są to słowa Abrahama, słowa dusz napełnionych Bogiem: „Panie, przechodząc przez moje życie, nie omijaj, proszę swego sługi, zechciej się zatrzymać!”. Czasami zdaje nam się brakować czasu, jesteśmy obarczeni wieloma obowiązkami, jednak pośród tych naszych trosk, powinniśmy powtarzać tę modlitwę Abrahama, modlitwę świętych, modlitwę Siostry Marii Konsolaty: Panie, nie przechodź obok mojego domu bez zatrzymywania się! I wówczas, jeśli tylko rozpoznaliśmy nawiedziny Boga, jeśli potrafiliśmy otworzyć Mu drzwi, gdy zaledwie przybył i zapukał; umiemy otworzyć drzwi naszego serca, umiemy otworzyć nasze serce na miłość do bliźniego. Mamy tę łaskę, że chcemy dzisiejszego wieczoru prosić, przez wstawiennictwo Siostry Marii Konsolaty, by także i w nas splotły się te dwa płomienie: miłości Boga i miłości bliźniego; by płomień Bożej miłości zajaśniał poprzez silniejszą, hojniejszą miłość ku bliźniemu. Wówczas naprawdę będziemy uczniami i uczennicami Pana, gdy będzie w nas zarówno duch Marii, jak i duch Marty.